W kwestii transparencji zarobków w Polsce mamy do czynienia ze swoistym paradoksem. Badania pokazują, że większość z nas chciałaby, żeby w ofertach pracy pojawiały się widełki płacowe, ale o własnej pensji mówimy niechętnie. Jak pogodzić ogień z wodą i czy w ogłoszeniu o pracę podawać informację o pensji?
Rozważania warto zacząć od przepisów, które bronią tajemnicy zarobków. Zgodnie z uchwałą Sądu Najwyższego z 16 lipca 1993 r. (I PZP 28/93), ujawnienie przez pracodawcę wysokości wynagrodzenia bez zgody pracownika może zostać uznane za naruszenie dobra osobistego w rozumieniu art. 23 i 24 kodeksu cywilnego. W związku z tym, podanie konkretnego wynagrodzenia w ofercie jest wątpliwe pod kątem prawnym, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by podawać „widełki”, czyli zakres wynagrodzenia uzależniony od doświadczenia lub osiągnięć zawodowych. Dzięki temu kandydat wie, w jakich granicach płacowych się porusza i jest w stanie stwierdzić, czy oferta w ogóle go interesuje.
Pracodawca woli dyskrecję
W teorii więc podawanie zarobków pozwala sprofilować kandydatów i na wstępie eliminuje tych, których wymagania płacowe są zbyt wysokie, co oszczędza czas obu stronom, jednak w tej kwestii nie o oszczędność czasu chodzi. Pracodawcy wolą nie ujawniać finansowych warunków zatrudnienia w nadziei, że uda im się znaleźć osobę, która zgodzi się objąć stanowisko za pensję niższą, niż byliby skłonni zaoferować. Mówiąc krótko, pracodawca nie chce ujawniać, ile jest skłonny zapłacić, ponieważ woli usłyszeć, za ile dana osoba jest gotowa podjąć pracę.
Taka praktyka może skutkować dużym rozstrzałem zarobków w ramach jednej firmy, co z kolei może powodować konflikty między pracownikami zajmującymi podobne stanowiska przy skrajnie różnych pensjach, Z tego względu wiele firm wprowadza surowy zakaz rozmów o zarobkach między pracownikami, choć trudno oczekiwać, że jest on ściśle przestrzegany.
Brak widełek może być plusem
W tym kontekście niechęć do podawania potencjalnych wynagrodzeń jawi się jako instrument opresji wobec pracowników, ale to zbyt prosta interpretacja. W przypadku wielu zawodów znacznie lepiej jest aplikować z „czystą kartą”, ponieważ umiejętność negocjacji połączona ze sporym dorobkiem może skłonić pracodawcę do zaoferowania kwoty znacznie wyższej, niż pierwotnie zakładał. Ta sytuacja dotyczy zwłaszcza zawodów wymagających bardzo wysokich kwalifikacji, w których popyt na pracowników jest większy niż ich podaż.
Nieznajomość stawek to również szansa na uwzględnienie źródeł motywacji do pracy. Może się okazać że oferta niekoniecznie atrakcyjna finansowo okaże się ciekawa pod innymi względami, a niedostatki w tej sferze zrekompensują dodatkowe benefity lub ciekawa ścieżka kariery związana z potencjalną podwyżką. Niebagatelne znaczenie ma również wrażenie z rozmowy, które może nas skłonić do zatrudnienia się u pracodawcy, którego przez wzgląd na wysokość zarobków w ogóle nie wzięlibyśmy pod uwagę.
Znaj swoją wartość
Znajomość stawek niewątpliwie jest ważna, ponieważ pozwala nam realnie ocenić własną pracę, ale ta wiedza nie powinna pochodzić wyłącznie z ofert. Przed rozpoczęciem poszukiwań pracy warto się zorientować, na jakie zarobki możemy liczyć w naszej branży i w ten sposób przygotować odpowiedź na pytanie o własne wymagania finansowe, które z pewnością padnie na rozmowie. Informacje o preferowanej wysokości zarobków można umieścić również w CV, ale taki krok polecamy wyłącznie osobom bardzo doświadczonym lub dysponującym szczególnie poszukiwanymi umiejętnościami. W przeciwnym wypadku taki zapis może zostać uznany z arogancję i wyeliminuje kandydata w przedbiegach.
Na pytanie „czy warto podawać informacje o wynagrodzeniu?” nie ma więc jednoznacznej odpowiedzi, ale warto wziąć pod uwagę, że jej brak może być zaletą, a nie wadą. Koniec końców to kompetencje pracownika są ostatecznym argumentem przy ustalaniu ilości zer na umowie.